Aktualizacja: 23.06.2025
Jeśli wklepałeś w Google hasło „Zakładanie strony internetowej Niemcy”, to wygląda na to, że masz apetyt na ekspansję – i to nie byle jaką! Może Twój biznes już kręci się w Polsce i teraz planujesz wejść na niemiecki rynek, a może po prostu pewnego dnia obudziłeś się z myślą: „Zróbmy to po niemiecku”. Tak czy inaczej – dobrze trafiłeś. Będzie konkretnie, po ludzku i bez zbędnego tech żargonu.
Niemiecka domena – z końcówką, która robi różnicę
Zacznijmy od domeny. Niby banał, a jednak… końcówka „.de” to w Niemczech nie ozdoba – to obowiązek. To trochę jak zaufanie do lokalnej piekarni – nikt nie chce bułki z importu, jeśli tuż za rogiem jest Schröder i jego świeże Brötchen.
Pamiętaj: Niemiecki klient szybciej zapamięta kuchen.de niż kuchnie.pl, nawet jeśli obie strony sprzedają te same meble. Język ma znaczenie, a lokalne brzmienie to dla Niemców jak pieczątka jakości. Zanim zarejestrujesz domenę – sprawdź, czy Twoja nazwa nie brzmi w ich języku dziwnie, śmiesznie albo – co gorsza – obraźliwie.
Gdzie kupić domenę .de? Kilka sprawdzonych adresów
Zakup domeny .de to nie rocket science, ale warto wiedzieć, gdzie szukać okazji i gdzie nie dać się naciąć. Oto moje top 3:
- Strato.de – klasyka gatunku. Intuicyjny panel, sporo promocji. Jak dla mnie, to taki niemiecki Zenbox.
- IONOS by 1&1 – wielka machina hostingowa. Domena za 1€ na start brzmi jak Black Friday w lutym. Mają też niezły kreator stron, jeśli nie chcesz się bawić w WordPressa.
- Checkdomain.de – jeśli lubisz, gdy support mówi do Ciebie po niemiecku i wiesz, że „Faktur” to nie transformer, tylko faktura – to jest opcja dla Ciebie.
Koszty? Zazwyczaj 6–12 euro rocznie – czyli taniej niż kawa i sernik w centrum Berlina. Uwaga na „dodatki”, typu ukrycie danych właściciela – to potrafi wywindować cenę, jak słynna inflacja na bazarze.
Hosting – niemiecki czy polski? Gdzie postawić swoją cyfrową bazę?
Tu odpowiedź brzmi: to zależy… ale raczej Niemcy. Owszem, możesz wystartować z serwerem w Polsce – będzie taniej, szybciej (na etapie konfiguracji), swojsko. Ale jeśli Twoją grupą docelową są mieszkańcy Hamburga, a nie Hrubieszowa – czas myśleć lokalnie.
Dlaczego hosting w Niemczech ma sens?
- Szybsze ładowanie (bo serwer bliżej, więc mniej „skakania” po kablach).
- Lepsze SEO lokalne – Google to widzi i lubi.
- Większe zaufanie – niemiecki klient ceni lokalne serwery jak swoje Volkswagena.
Polecani dostawcy? Strato, Hetzner, IONOS. W razie czego – są też polskie hostingi z opcją „Niemcy” w lokalizacji.
Impressum – czyli niemiecka wersja „o nas”, tylko na sterydach
Niemcy uwielbiają formalności. I to nie jest stereotyp – to fakt. Dlatego każda strona, która działa na terenie Niemiec, musi mieć Impressum, czyli coś w stylu naszej „zakładki kontakt”, ale z wymogiem: ma być konkretnie, legalnie i z nazwiskiem.
Co wrzucić do Impressum?
- Pełna nazwa firmy (lub imię i nazwisko).
- Adres – nie, skrytka pocztowa się nie liczy.
- Email i numer telefonu.
- Numer NIP / VAT EU.
- Numer wpisu do rejestru (jeśli dotyczy).
- Osoba odpowiedzialna za treść – to nie może być „admin strony” bez nazwiska!
Brak Impressum? Gotówka wylatuje z konta. Mandaty to nie żart – mogą sięgnąć nawet kilku tysięcy euro.
BDO – o co tu chodzi?
Tu nie chodzi o księgowych ani znanych raperów. BDO to rejestr opakowań – Bundesweite Datenbank für Verpackungsregister. Jeśli planujesz wysyłać produkty do Niemiec, musisz się tam zarejestrować i zapłacić za utylizację opakowań.
Działa to tak:
- Wchodzisz na verpackungsregister.org
- Rejestrujesz firmę w systemie
- Podpisujesz umowę z firmą zajmującą się recyklingiem, np. Der Grüne Punkt
BDO nie dotyczy każdej strony, tylko tych, które wysyłają fizyczne produkty (czyli e-commerce, nie blog kulinarny).
Estetyka po niemiecku, czyli Ordnung muss sein
O niemieckim designie krąży wiele mitów, ale jeden jest prawdziwy: tu liczy się porządek, przejrzystość i zero wodotrysków. Zapomnij o neonach, animacjach i fontach z czasów MySpace.
Kilka zasad UX po niemiecku:
- Kolory? Minimalistyczne: biel, szarość, niebieski. Tyle wystarczy.
- Czcionka? Bezszeryfowa – Helvetica, Roboto, nic udziwnionego.
- Nawigacja? Intuicyjna, menu z sensem, żadnych labiryntów.
- Zakładka „Über uns” – Niemcy chcą wiedzieć, kim jesteś. Serio.
- Język? Bez błędów! Najlepiej z pomocą native speakera.
Im mniej krzyku, tym więcej zaufania. Tu nie chodzi o to, żeby przykuć uwagę – tylko o to, żeby wyglądać solidnie. Jak Audi. Jak Bosch. Jak porządek w niemieckim garażu.
I nie zapomnij o SEO!
SEO to trochę jak sprzątanie – nikt tego nie widzi, ale jak nie zrobisz, to zaraz wszystko się sypie. W Niemczech jest tak samo jak wszędzie: albo jesteś w TOP 10 Google, albo nie istniejesz.
Warto zatrudnić do tego polską firmę SEO – będzie taniej, a często równie skutecznie. Dobry copywriter, parę niemieckich linków i – voilà – jesteś na radarze klienta z Düsseldorfu.